Deptak

Długi i przeważnie zatłoczony.

Tak wiec przyszli tutaj. Odniosła wrażenie, że świeże powietrze nie tylko jej się przyda.

przepraszam, że tak długo, ale coś mi się z forkiem zacięło ;c

ok nie ma sprawy.
natomiast luik głęboko wdychał powietrze, z głupim uśmiechem przyklejonym do twarzy. podrapał się w zgięcie łokcia i otoczył kłarel ramieniem.
-ale cholernie się za tobą stęskniłem kłarel - rozpiął pierwsze guziki swojej białej koszuli, która wylazła mu ze spodni i u dołu była przybrudzona krwią. ale kto by to zauważył ;3 ja nie.

-za mną?-przewróciła oczami zaskoczona-zawsze myślałam, że mnie nie lubisz, albo po prostu tolerujesz, bo musisz-uśmiechnęła się lekko, i wcale odczuwała potrzeby, aby dodać, że tak kiedyś było z nią, jak była młodsza to tolerowała go bo musiała; znała go przecież od tej "szekspirowskiej" nieskalanej strony.

-tak było dopóki się dzisiaj nie spotkaliśmy - jednak jakieś naleciałości patetycznego tonu mu zostały. gryzło sie to jednak z faktem iż przyciągnął ją do siebie i pocałował raczej tak jak całują się w filmach akcji niż ekranizacjach szekspirowskich dzieł.

Przez myśl przebiegło jej, że to nie ten sam loic, sklonowali go kosmici i zamienili na lepsze! xd Oddała pocałunek, który cholernie jej się podobał i oplotła rękami jego szyję.

roześmiał się przesuwając dłońmi po jej plecach. siur of koz pod koszulką. żeby nie było niedomówień.
-jesteś piękna jak pomyje, które nań przez wieczność lali - wyrzeźbił jakiegoś językowego mutanta i pocałował ją za uchem.

Zachichotała i stwierdziła, że jednak to luik. Wpiła się w jego szyję, zostawiając malinkę, będzie miał pamiątkę jak już otrzeźwieje.

obejmując ją w talili jedną ręką, drugą odpinał kolejne guziki koszuli. całował ją po karku, szyi, twarzy i sporadycznie oczach też. może nawet recytował jakiś wiersz.

Byli na deptaku, na którym co jakiś czas pojawiali się ludzie, może nawet i nauczyciele, będą to robić tutaj, taki perwers?
Pomogła mu z tymi guziczkami, jednocześnie odpinając pasek jego z spodni.

w powiewającej na wietrze białej koszuli wyglądał jak upośledzony zorro, tak mi przyszło do głowy. odpiął pasek i zsunął spodnie do kolan. wiesz, jemu teraz wszystko jedno. a zaraz zobaczy jego piękne ręce!

Zsunęła mu tą koszulę i to co pierwsze rzuciło jej się w oczy to właśnie nakłucia na rękach. -Loic..-szepnęła tylko odsuwając się od niego i poprawiając swoją koszulkę. Teraz całe jego zachowanie było dla niej jasne. Odwróciła się napięcie, powstrzymując łzy. Poczuła się jak zabawka, jednorazowa zabawka dla ćpuna.

-kłarel - powtórzył jej imię, bo może to forma jakiejś nowej zabawy. podszedł do niej i objął - chodź do wujka luika.

Odepchnęła go, szukając wzrokiem swojej torebki, którą gdzieś położyła na trawie. Nie miała zamiaru dłużej się z nim bawić, o nie. Przeczesała rękami swoje włosy, nagle zdając sobie sprawę, ze jest sama z kompletnie naćpanym luikiem. Gdzie ludzie, którzy tu co po chwila przychodzili? drżącymi rękami, niemal że po omacku zaczęła szukać tej cholernej torebki, w końcu znalazłszy ja pod jakimś krzakiem wstała i postanowiła sobie stąd iść.

-nie zostawiaj luika! - zawołał za nią zachrypniętym głosem. usiadł na środku deptaka, bo poczuł się cholernie zmęczony. coś jakby nogi stawały się coraz bardziej wiotkie. pomyślał, że to niezbyt wygodne miejsce do snu, ale zawsze.

Już miała sobie iść, ale widok półprzytomnego loica siedzącego na środku deptaku wzbudził w niej litość. Zawróciła i stanęła nad nim podając mu rękę -chodź, odprowadzę cię do pokoju- rzekła, nie mogła przecież pozwolić aby coś mu się stało. Co by zrobił jej ojciec i co by ona zrobiła, ojej. -niech cię szlag loic, tak się urządzić!-dodała podnosząc go, swoja drogą musiała w to trochę siły włożyć.

rozejrzał się dookoła.
-ale to nie ja się tu urządziłem. ja tu tylko sprzątam - objął ją za szyję napierając na nią całym ciałem. zrobił się zmęczony. w końcu już dawno po dobranocce!

-jak to nie ty! powinnam ci jeszcze skonfiskować to wszystko co masz w kieszeni-podtrzymała go, aby nie upadł i próbowała jakoś z nim iść. -jesteś dupkiem, wiesz?

-nie jestem - zaperzył się i wyrwał z jej objęć - nie jestem! - przyspieszył nieco i nachylił się nad śmietnikiem, do którego wpadł. mam taką psychodelię w głowie o tej godzinie. chyba trochę sobie obił pyszczek.

-jesteś!- krzyknęła, czekając aż się z tego śmietnika wygramoli.

-boli mnie nos - zakomunikował jej, machając ręką i wisząc do połowy w śmietniku - i chyba tu zostanę na noc.

-cholera, loic! nie zostaniesz tu na noc, rozumiesz? nie sam- podała mu rękę, żeby z tego jakoś wyszedł.

zadowolony z siebie wygramolił się ze śmietnika, patrząc na nią jak małe dziecko zupełnie. okulary przekrzywiły mu się na nosie, który chyba sobie obtarł. podobnie jak jakieś tam inne fragmenty w tym momencie bliżej nieokreślone.
-japierdole, kerel. ale błękicik i róż

Chwyciła się za głowę, on ją dzisiaj wykończy.
-Idziesz?-zapytała, starając się nie wybuchnąć śmiechem, bo wyglądał zabawnie bardzo.

-tajasne, idę na wojnę w wietnamie. widzisz odrzutowce? - zadarł głowę i przewrócił się do tyłu, xd. płaczę już! sori